Chłopak szedł powoli, nie rozmyślając zbyt wiele o tym, co tak naprawdę mają zrobić. Pozbawienie kogoś życia to powszechna rzecz w ich społeczeńśtwie. Byli do tego przyzwyczajeni i przygotowani. Nikt bowiem nie oczekiwał, że Shinobi nagle, z jakiegoś dziwnego powodu przestaną ginąć, czy też zabijać. Nie było sensu marnować energii na tego typu rozważania. Ot, po prostu żyli w takich, a nie innych realiach. Może gdyby wojny nie istniały? Wtedy zaś postęp byłby dużo wolniejszy, prawdopodobnie dalej nie potrafiliby posługiwać się chakrą tak, jak robią to teraz. Nie mówiąc już o wytwarzaniu broni. Teraz jednak nie było wojny, a ludzie nadal musieli umierać. Smutna prawda...
Droga mijała spokojnie, a Hiroki układał sobie w głowie różne scenariusze, tego - co może wydarzyć się w stolicy. Nagle jednak jego rozważanie przerwała trójka dzieciaków, uzbrojonych po zęby, biegnąca w ich kierunku. Pierwszą myślą była zasadzka, dlatego Hiroki instynktownie wsadził dłoń w Yukatę, zaraz po tym jednak usłyszał ich okrzyki, oraz słowa Kaede. Chciała im pomóc... albo raczej... zwinąć im nagrodę sprzed nosa.
Chłopak przerzucił wzrok na dzieci, a następnie spojrzał na liska. Zamierzał go złapać, szybkim susem ruszyć w jego kierunku, a następnie złapanie go za kark i uniesienie w górę, jak gdyby chciał przyjrzeć się swojemu trofeum. Był szybki, zwinny, sprawny, silny. Powinien móc to zrobić. O ile mu się to udało, zaczekał na przybiegnięcie trójki dzieci. Zdawało mu się, że po prostu wykonują jakąś misję, bo dlaczego mieliby ścigać jakiegoś lisa? Spojrzał na nich, trzymając mocno lisa, by ten nie uciekł.
- Musicie się bardziej starać by złapać tego typu stworzenie... - powiedział cicho, oceniając ich poziom wyczerpania. Gonili go długo - bez żadnego planu. - Było was trzech, lis był tylko jeden. Ruszcie głową następnym razem, to może nie będziecie musieli wypluć własnych płuc podczas pogoni za czymś takim... - skwitował, a następnie spojrzał na Kaede. - Mamy lepsze rzeczy do roboty Kae. Po za tym, bylibyśmy niesamowicie paskudni, gdybyśmy odebrali ich nagrodę, po tym całym wysiłku.
Chłopak próbował wybadać, który z nich jest 'dowódcą', a nastęnie zrobił krok w jego kierunku, wystawiając lisa w jego stronę, nie chciał odbierać im nagrody...
- Prosze. Następnym razem ruszcie głową, będzie wam łatwiej. - powiedział, gdy jeden z dzieciaków odebrał lisa. Następnie, o ile żadne z nich nie chciało ich atakować czy prowokować, wrócił na szlak. Spojrzał na Kae, machając do niej dłonią. - Chodźmy! Musimy jeszcze dziś dotrzeć do stolicy, nie mamy czasu na zabawę.
I ruszyli dalej, oczywiście cały czas pilnując otoczenia.