Istniała niewielka (a nawet szalenie duża) szansa, że obgadywanie Shikō nie było czymś, co by mu się szczególnie podobało. Z drugiej strony - Galahad zdawał się dla dziewczyny taką samą, acz nową, częścią "niej", jak Saba czy Zbyszek. Czy było sens nie mówić o pewnych kwestiach, jeśli ten sam mógł wyczytać o nich z umysłu Kuramy jak z otwartej książki? Poza tym, jakby spojrzeć na przedszkole Wakuri, szczur wydawał się najsensowniejszą opcją pod kątem prowadzenia jakiejkolwiek, mało zobowiązującej rozmowy. Saba nie była chętna do dialogu, Kurata i Karuta żyli trochę we własnym świecie, a Zbyszek... Miała wrażenie, że część tematów mogłaby mu nie podejść. Czy jednak większa, niż ta, na jakie Nara z kolei kręciłby nosem? Pojęcia nie miała. Z trudem powstrzymała parsknięcie, jakie chciało wydostać się z jej ust, powiększając przy tym drobny uśmiech sprzed chwili. Cokolwiek działo się w głowie Shikō, dla Kuramy stanowiło zagadkę. Podsumowanie Galahada zdecydowanie jednak było całkiem... interesujące. Tak. Im dalej jednak kontynuowali wątek, tym ta zdawała się ciut bardziej markotnieć. Z jakiegoś powodu wersja Galahada zdawała jej się nieporównywalnie smutniejsza niż to, co sama pozwoliła sobie luźno założyć - a przecież obie możliwości wcale nie stały od siebie tak daleko i finalnie sprowadzały się do tego samego! Nawet ostatni wniosek wyciągnęli ten sam, z tą różnicą, że Kurama zdawała się go nie ubierać w słowa jak szczur, a jedynie "czuć" na swój sposób, kiedy to uświadomiła sobie pierwszy raz, co miało właśnie miejsce.
To... to było naprawdę miłe z jego strony.
Skwitowała jedynie, dość szybko łapiąc się na tym, że nie bardzo jest w stanie dodać cokolwiek więcej. Jakby w jednej chwili brakło jej słów, co nie zdawało jej się zdarzać nazbyt często. Ta naginata naprawdę była dla niej ważna. Może nie na tyle, by niepotrzebnie narażać życie własnego przyjaciela, jednak fakt, że sam, bez jej nagabywania, postanowił ją dla niej odzyskać zdawało się uderzać w jakiś wyjątkowy i niepojęty sposób w dziewczynę, jaka w tamtym momencie zdążyła pożegnać się już z orężem wykutym jej przez Hanesawe. Z drugiej strony może nie tak ważne było to, co odzyskała, a to, że ponownie przyczyniła się do tego pewna konkretna osoba, która zdawała się mieć dużo mniej skamieniałe serduszko niż sam uważał? Nie mogła wiele poradzić na ponownie rosnący uśmiech, drobny acz zdradzający jakieś dziwne zadowolenie kłębiące się w dziewczynie, jaka to mimowolnie kątem oka spojrzała raz jeszcze krótko na kapelusznika.
Czy jej FENOMENALNA analogia z rycerzowaniem była żenująca? Otóż... możliwe. To nie tak, że nie brała takiej opcji pod uwagę. Czy jednak miało to ją zatrzymać? Nie no, oczywiście, że nie. Może i jej słowa żenujące były, ale nikt jej nie wmówi, że nie były aż tak żenujące, by nie były chociaż trochę zabawne! Takie
5/7 jakby miała oceniać swoim skromnym zdaniem. Nie widziała w tamtym momencie miny Nary przez to, jak bardzo nasunął kapelusz na własną twarz, jednak była przekonana, że wręcz musiał się uśmiechnąć. Przynajmniej troszkę. Tyci tyci tak. Bez dowodów nie uwierzy, że nie!
Na tym dobre rzeczy, tego konkretnego dna przynajmniej, zdawały się kończyć. Kurama była kompletnie wykończona, nie podlegało to dyskusji. Jej "rezydenci" jednak wydawali się wręcz tryskać energią i gdy Kurata owinięty wokół niej zupełnie nie wadził dziewczynie, jaka z resztą uważała jego gest za uroczy, tak reszta... Ojeeej. Karuta przeglądająca karty, Saba stukająca w parapet i szeptająca coś z Galahadem - za dużo. Zwłaszcza, że fragment rozmowy, jaki zdążyła usłyszeć, brzmiał, jakby coś knuli. I chyba w kwestii Wakuri. Dobrego? Niedobrego? Patrząc na ich dwójkę, nie była w stanie stwierdzić, jednak wynikające z tego obawy wcale nie pomagały jej w zaśnięciu.
Trochę cud, że w ogóle jej się to udało.
Sen miał to do siebie, że z reguły jak zastał człowieka zmęczonego, to opuszczał go wypoczętego. Wakuri była wypoczęta wcale. Czy obudziła się sama, czy miał w tym udział dziwny, nieprzyjemny i pulsujący ból nad skronią, nie miała zupełnie pojęcia. Z trudem otworzyła oczy nawet nie mając sił myśleć nad tym, czy pomarańczowo-złote słońce oznaczało ranek, czy ranem ono czasem nie było takie bladoróżowe. Ledwie ruszyła głową, a ta zdawała się być tak ciężka, jakby finalnie ktoś położył Kurame do spania za pomocą łomu. Cichy, niezadowolony jęk uciekł sam z siebie z jej gardła, nim odwróciła się z boku na plecy przy akompaniamencie głosu Galahada. No tak, tak, żyła. Czemu miałaby nie żyć...? JAKIE DWA DNI?
Co...? przecież to nie wypada nawet tyle spać! Praca czekała, absolutnie. Poza tym, wcale nie czuła, jakby spała dwa całe dni. Dosłownie padała z wyczerpania, a przecież dopiero wstała.
Jak to dwa... Jestem kompletnie wykończona...
Na tyle, że przespałaby kolejne dwa gdyby tylko mogła. Tylko może nie w tym stanie. Doprawdy, mogłaby obecnie zabić za możliwość wskoczenia pod prysznic i przebrania się. Nie miała nawet sił odpowiedzieć bardziej dokładnie szczurowi na jego pytanie, a dobrych informacji nie miała. Jego rozmowa z Sabą definitywnie nie pomagała Kuramie, a jeśli Saba, na którą zerknęła kątem oka, przez całe dwa dni stała przy oknie tak jak teraz, to nawet nie miała jak się dziwić własnemu stanowi. Czasu na przypatrywanie się jej dużo nie miała, nie tylko odwracając wzrok ku drzwiom, ale też odruchowo przechylając delikatnie głowę w bok jakby chcąc uniknąć kolizji z nagle lecącym w jej stronę Kuratą. O Kuracie jednak dość szybko zapomniałam zaraz po tym, mimowolnie skupiając wzrok na Shikō. O... oh. Chyba powinna się tego spodziewać. Ten, jak zauważyła właściwie już u Sakamoto, nie miał większych oporów spacerować przy ludziach odziany w bardzo ograniczoną ilość rzeczy, jednak przeprocesowanie tego faktu zajęło jej zdecydowanie dłużej, niż jego wejście do pomieszczenia.
-
W tamtej zielonej yukacie było ci wyjątkowo do twarzy...
Odparła bez większego namysłu na wpół śpiąc, na wpół dalej mieląc fakt, że Nara właśnie paradował obok niej tylko w ręczniku. I mówił coś o przebraniu się...? W sumie czy ręcznik zaliczał się jako ubranie? No bo jeśli nie, to właściwie tak trochę... Ojej. Oderwała plecy od futonu, nim obie jej dłonie uderzyły w jej lekko zaczerwienione poliki. Musiała się trochę bardziej rozbudzić. I może sprowadzić do "ustawień fabrycznych". Wyobraźnia Kuramy zdecydowanie zagalopowała w tym momencie ciut za daleko nawet jak na nią, co może nawet nie byłoby większym problemem, gdyby nie co najmniej dwa chochliki w środku jej głowy, jakie to miały nieco za dużo możliwości interakcji z innymi. Niemal od razu zakręciło jej się przy tym w głowie, walcząc z chęcią ponownego złożenia jej na poduszce. Zakłopotanie i zmęczenie było jedynym, co akurat szło wyczytać z jej twarzy. Ehh... Chciała w spanko. Ale w sumie chciała też się wykąpać. I zjeść coś. Podciągnęła kolana pod brodę, siedząc skulona na futonie i przypatrując się dalej zaspana kapelusznikowi. Tym razem jednak nieco bardziej "przytomniej", dochodząc do wniosku, że wyglądał dużo lepiej, niż wychodząc z Kanału. Może faktycznie aż dwa dni przespała!? I znalazł jakiegoś medyka bez niej? Przetarła dłonią oczy.
-
Jak się czujesz?
O! I to było konkretne pytanie, od którego wypadało zacząć. I które przy okazji uświadomiło jej, że prócz bólu głowy i ogólnego otępienia, mogła poczuć jeszcze jedną, mało przyjemną rzecz - definitywnie jej nogi mogły nie zagoić się magicznie przez noc. I... Ehhh. Rzuciła na nie szybko okiem, chcąc ocenić jak bardzo jest z nimi źle pomimo owinięcia ich bandażem. I czy ten czasem kompletnie nie przesiąknął, zwłaszcza od spodu. Siadanie w podobny sposób na nie swoim futonie nagle zdawało się bardzo słabym pomysłem i bez większego zastanowienia wyrzuciła zgięte w kolanach nogi poza niego, co by go niepotrzebnie krwią nie brudzić. W najgorszym razie mydło, ciepła woda, może trochę sody i definitywnie da radę go odratować. Na pewno. Tak to działało. Kto jak kto, ale Wakuri się na tym znała.
Całego przeniesienia jej gdzieś, gdzie będzie mogła doprowadzić się do ładu nie komentowała. Drobne uczucie ulgi przetoczyło się jedynie przez jej twarz, jednak sama nie miała nic więcej do dodania. Mogła co najwyżej poczekać na kapelusznika i gdyby tylko odpowiedział na jej pytanie, postarałaby się zapieczętować w zwojach ściągnięte wieczorem nadprogramowe ubrania czy naginatę. Zwłaszcza, jeśli z jakiegoś powodu uznałby, że fenomenalnym pomysłem byłoby przebieranie się tuż przy niej. Zdecydowanie potrzebowałaby wtedy zajęcia. Jakiegokolwiek. Tak. Sama zaś ubierać się teoretycznie nie musiała. Co najwyżej odziać z powrotem buty, może jakieś mniej dziurawe, po czym przerzucić przez ramię swoją czarną, skórzaną torbę, w jakiej to trzymała wszystko, co jej było potrzebne. Wykąpie się to i będzie czas na założenie na siebie coś, co nie widziało tygodnia przedzierania się przez Kanał. Może tygodnia. Może mniej.
-
To miejsce, które masz na myśli - raczej powinnam się pośpieszyć z doprowadzeniem się do ładu czy będę miała tyle czasu na to, ile chcę?
W zasadzie było to ostatnie pytanie, jakie chodziło jej póki co po głowie. Te związane w ogóle z miejscem, gdzie się znaleźli, wolała zostawić na później. Może przy jakimś obiedzie? Definitywnie nie powinni żyć jedynie na powietrzu, pozytywnej energii Kuramy i jej zachomikowanym jedzeniu. Patrząc zaś po tym, jak bardzo odradzano jej wychodzenie gdziekolwiek poza ten pokój, świadomość posiadania limitu czasowego mogło zdecydowanie przysłużyć się utrzymaniu się przy życiu trochę dłużej!