Ulepieni nie z jednej gliny, a z jednego obłoku pyłu - czy tak? Tragiczne historie były jak popiół z ogniska. Miały może nieszczęśliwy początek, ale wiedząc, że nie mogą liczyć też na szczęśliwy koniec prosili tylko o jedno - odrobinę ciepła pośrodku. I tak żarzyły się węgle, płonęło ognisko, dokładano do niego drwa. A to nie musiało być suche. Potrafiło być mokre, brudne, albo z szyszkami, które potem strzelały ku uciesze dzieci tańczących dookoła niego. Jedna iskra unosiła się w powietrze i umierała, nie mogąc znaleźć podparcia i kolejnego surowca, które mogłaby pożreć. To było smutne i tragiczne - jednorazowe uniesienie i równie jednorazowa śmierć. I choć nie było w tym niczego pięknego, to czarne oczy Shijimy potrafiły dojrzeć piękno w najmniejszym pyłku, w każdej z gwiazd iskierce. Śmierć, widzisz, nie była mu obca. I chyba tak jak wielu, mimo tego, że była mu bliska, że ozwała się jego Matką Chrzestną, spakował swoje rzeczy, wyszedł z domu. Nie wrócił. Zostawił pusty, malutki domek, który chyba wciąż pachniał oprawianymi przez matkę rybami. Kojarzył mu się jeszcze z innymi zapachami, ale, och, ten był najbardziej wyrazisty.
I to nie wina drzewka ni gwiazd, co na niebie wiszą. Ni chmur, ni ziemi, ni wody. Żadnego przypadkowego człowieka - nie tego woźnicy, co jechał dość wolno, bo chyba nie śpieszyło mu się do domu. Może nie miał do kogo się śpieszyć. Ta jazda mogła mu być przyjemnością, mogła być relaksem, bo w końcu nie cel, a podróż się tu liczy. I wina, koniec końców, nie dzieliła się na ten świat i na siebie samego. Takie prawidła natury - a choć mawiają, że niewiedza nie usprawiedliwia, to dla ciebie samego nie było niczego głupszego w tym powiedzeniu. Jeśli nie wiesz, to czy to, co robisz, okolone jest pełną świadomością konsekwencji? Czasem robisz coś nie czyniąc krzywdy, lecz nie wiesz, że krzywdę uczyni - taki paradoks tego świata. Jak ta kobieta nie wiedziała, że uczyni sobie krzywdę, kiedy dotrze do tego miejsca, o którego pięknie opowiadano wszem i wobec, tylko po to, żeby zobaczyć memłę, brąz i jedno wielkie
niedoczekanie. Szkoda. Bo przecież pierwsze wrażenie zawsze było najważniejsze. Ta pierwsza myśl, jaką masz, gdy zobaczysz miasto czy ta pierwsza myśl, gdy zobaczysz
kogoś. Zachwyt, albo rozdrażnienie. Rozczarowanie albo ekscytacja. Czy właśnie byłaś zawiedziona tym, co widzisz? Miały być kwiaty - malutkie i delikatne, miały być zapachy, wiosenna bryza, mieli być ludzie, którzy się uśmiechają i witają na każdym rogu, a jest pusta, ubłocona droga. Ot i bajka - o takiej komecie, która nie doznała zachwytu, gdy uniosła się nad Sakuragakure.
Jej dziwne odezwanie się i jej reakcja, jej
spojrzenie sprawiło, że uśmiech zniknął z twojej twarzy i pojawiła się na niej doza zdziwienia i niepewności. Trochę jak ślimak, któremu nagle dotknięto różków, uświadamiając mu, że jest właśnie w centrum uwagi, dlatego te różki cofa... ale jeszcze nie chowa się cały. I nie to, że sama uwaga była straszna czy taka zła, chociaż za nią nie przepadałeś. Ale to była uwaga jednej osoby, do której sam się zwróciłeś. Tylko moc spojrzenia tej kobiety była taka... przytłaczająca. W tej pierwszej chwili zdawało się, że tym spojrzeniem rzuca wyzwanie. Tobie? Światu? A wcale nie wydawała się przy tym agresywna. A potem spojrzała w jedną, drugą stronę...
Co ona robi..? Lekka konsternacja przesunęła się po twoim wnętrzu i wraz z jej ruchem aż sam spojrzałeś na ulicę za jej plecami, potem za tym wozem, który leniwie przejechał sobie środkiem drogi... aż znów trafiłeś na nią.
-
Zdaje się... że jeśli duchy nam nie towarzyszą to do Pani. - Nie to nawet, że cicho mówił celowo. Po prostu miał taki sposób wysławiania się - cichy. Łagodny, dobrze pasujący do jego wyglądu. Nie było żadnego dysonansu. Był gładki, klarowny i wysławiał się przy tym wyraźnie - to nie było mamrotanie czy bełkotanie pod nosem. Nawet jeśli nie pozostawiało wątpliwości, że przekrzyczenie go nie stanowiło żadnego problemu. I to nawet nie chodziło już o sam sposób mówienia. Przez moment jednak zastanawiał się, czy powiedział to niewyraźnie, czy powinien powtórzyć, kiedy kobieta dopytała o ten marzec. Ale kontynuowała. Czyli usłyszała i zrozumiała dobrze. Chyba powtórzyła dla siebie, żeby lepiej przyswoić tę informację.
Tak, pewnie tak. -
Warto. Ich piękna nie przedstawi żadne płótno i żaden wiersz... Długo już tu pani przebywa? - Na pewno nie była najmłodsza - nie była dzieckiem. Więc ciężko byłoby mówić do niej per 'ty', chociaż trochę się z tym zawahałeś. Wszystkie te mecyje kulturowe, zawirowania grzecznościowe... Urwania głowy można było z nimi dostać. A może nie powinieneś pytać? Skoro chce czekać na wiśnię... to znaczy, że była tu od dawna, czy właśnie przybyła i zamierzała sobie... porobić rzeczy w miejscach, jakby to niezgrabnie ująć. -
Pod koniec. Pierwsze pąki są już w połowie, jeszcze nie czuć ich aromatu. Nie widać powabu. - Uśmiechnąłeś się znów łagodnie.