Park Sakuragakure
Park typowy dla krajobrazu Sakuragakury, gdzie strumyk płynie z wolna i drzewka i kwiatki sobie rosną. Jest to spokojne, miłe, przyjemne, przyjazne miejsce, w którym można usiąść na ławeczce i sobie na niej siedzieć, poczytać książkę bądź podziwiać urokliwe krajobrazy. Co jakiś czas przez park przetoczy się staruszek z wózeczkiem z lodami i schłodzonymi napojami. W ciągu dnia od niewielkiego placyku zabaw rozbrzmiewają śmiechy bawiących się dzieci. W nocy zaś w parku wybrzmiewają serenady nocnych ptaków.
~~Młody Chīsan uważał, że aby zostać wspaniałym ninja trzeba pamiętać o jednej, bardzo ważnej rzeczy. Trzeba trenować nogi. Raion obudził się wraz ze wschodem słońca i natychmiast przystąpił do ćwiczeń. Na początku zrobił sześćdziesiąt dziewięć przysiadów, potem sześćdziesiąt dziewięć przeskoków, po których wykonał jeszcze po sześćdziesiąt dziewięć kopnięć i uderzeń w powietrze. Czemu akurat sześćdziesiąt dziewięć? Chīsan z jakichś powodów uważał, że była to jego szczęśliwa liczba. Po ćwiczeniach wstępnych Raion porozciągał się przez chwilę, chwycił w zęby śniadaniową kanapkę z serem i wybiegł z domu. Szybko jednak do niego wrócił, kiedy zorientował się, że nie ma na sobie spodni. Prędko przyodział czarne, luźne spodenki. Zawiązał jeszcze prędko swój ochraniacz na czoło, po czym pewien tego, że zrobił wszystko, co trzeba było zrobić, Chīsan Raion, wyruszył w swój bieg przez ulice Sakuragakury.
Biegł jak na prawdziwego ninja przystało, z nisko pochylonym tułowiem i rękoma wyrzuconymi daleko za siebie. Sprawnie przemknął przez kilka pierwszych uliczek, wbiegł po ścianie na dach jednego z domów, po czym prędko i sprawnie zaczął przeskakiwać po kolejnych dachach w stronę parku, gdzie to miał zamiar kontynuować swój poranny trening. Raion mknął przez wioskę z uśmiechem na twarzy, czując jak wiejący w plecy wiatr dodawał mu sił i entuzjazmu, a także targał jego rozczochranymi włosami. I kiedy tak pędził zamyślony, że wspaniałe jest życie, kiedy jest się shinobim, w pewnym momencie młody Chīsan źle wymierzył jeden ze skoków i kiedy to miał sobie wskoczyć na jedno z parkowych drzew, skoczył tak, że uderzył twarzą prosto w jego pień. Powoli osunął się na ziemię i padł pod drzewem, jak ten przysłowiowy placek. I jak już padł, tak sobie leżał, przeliczając gwiazdki krążące nad jego głową.